Chyba najbardziej wstrząsająca dla mnie lektura ostatnich lat (nie tylko roku). I w tym przypadku wcale nie dziwią mnie ani zachwyty krytyków, ani też nazywanie tego skandalem, czy pornografią. Łaskawe Littella to powieść cholernie ciekawa, poruszająca, ale też miejscami tak obrzydliwa, że człowiek nie ma ochoty na dalszą lekturę.
Narratorem powieści i jej głównym bohaterem jest dr Maximilian Aue - prawnik, filozof kochający sztukę i jednocześnie robiący karierę w SS, funkcjonariusz NSDAP. Cała książka to jego wspomnienia z drugiej wojny światowej - kierowany rozkazami swych przełożonych stał się naocznym świadkiem wielu ważnych wydarzeń, które teraz, z perspektywy czasu wspomina. Nie jest to ani spowiedź, ani żaden rachunek sumienia, bo nie czujemy w nim poczucia winy ani odpowiedzialności. On sam postrzega się jedynie jako świadka, nigdy sprawcę zdarzeń - jest obserwatorem i jak sam siebie postrzega również ofiarą okrutnego biegu zdarzeń, tego szaleństwa, które wymknęło się spod kontroli.
I to jest pierwszy niesamowity i poruszający jak cholera aspekt tej powieści. Podejście głównego bohatera i jak on sam twierdzi "wielu uczciwych Niemców" do kwestii "likwidacji problemów" na podbitych ziemiach (czyli psychicznie chorych, Żydów, Cyganów, Polaków, komunistów itd.) jest chłodne, precyzyjne jak brzytwa i "racjonalne". Problem trzeba rozwiązać i robi się to w sposób planowany, w rękawiczkach i bez emocji. To nie masowe rozstrzeliwanie jest tu kłopotem, ale to by odbywało się jak najszybciej, w porządku i z możliwością zacierania śladów. Trupy do rowów warstwami, jednak kula na człowieka, potem cieniutka warstwa ziemi i kontynuujemy. Zadanie do wykonania. Racjonalność w cenie. Np. gazowanie spalinami w ciężarówce, którą przewozisz ludzi (tylko skąd tyle ciężarówek?). Statystyka. Wydajność. Sprawozdawczość. Wynik. Jesteśmy przecież porządnymi ludźmi i brzydzimy się niepotrzebną przemocą, okrucieństwem, tym mogą cieszyć się tylko jacyś chorzy psychicznie degeneraci. Po co krzyk, rozpacz, hałas. To trzeba ograniczyć do minimum.
Aż ciężko się o tym pisze, a co dopiero gdy się to czyta...
Trudno w kilku zdaniach, czy nawet akapitach oddać to wszystko co jest zawarte w tej książce - 5 lat wojny, jej okrucieństwa, absurdu, okropności, ale widzianych właśnie oczyma przekonanego do sprawy i wierzącego w Hitlera Niemca. To po prostu trzeba przeczytać. Ponad 1000 stron lektury nie łatwej, nie przyjemnej, wstrząsającej. Te analizy wielkości Rzeszy, powinności dobrego syna narodu, wykładnie teorii narodowego socjalizmu, porównywanie ich z polityką innych krajów, to wejście w sposób myślenia Niemców, opisywanie jak rodził się i jak był realizowany plan eksterminacji - to wszystko poraża, ale trzeba przyznać iż czasem trudno uwierzyć, że to wszystko fikcja literacka. Littell pisze tak, że można by to wziąć za autentyczne wspomnienia z czasów drugiej wojny światowej - pokazanie mentalności, sposobu myślenia i funkcjonowania zaiste genialne.
I w tej warstwie uznałbym tą powieść za wielką.
Ale jest jeszcze druga warstwa. Nie mniej ważna i budująca tą powieść. To świat psychiki głównego bohatera, jego przeszłość, jego sposób na radzenie sobie z problemami, jego lęki i pragnienia. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale Aue moim zdaniem wciąż balansuje na cienkiej granicy szaleństwa, tłumi w sobie różne żądze, problemy, a gdy raz na jakiś czas daje im ujście wybuchając one gwałtownie, nie przynosząc najczęściej ukojenia. Od zatracania się w pracy, w pijaństwie, obżarstwie, kopulacji, po stronienie od innych ludzi, rozchwianie emocjonalne, chodzenie jak lunatyk, pogrążanie się w depresji, rozmyślaniu o śmierci. Nie jest dla mnie jakimś szokiem fakt, że Aue jest homoseksualistą, ale raczej to jak desperacko zatraca się w różne luźne przygody, jak jego życie jest puste. Opisy różnych scen, jego fantazji i chwil zaspokajania samego siebie w samotności, są chwilami tak chore, że chyba nawet amatorów literatury erotycznej by zniesmaczyły. Jakaś obsesja na punkcie wydalania, obrazowe obsceniczne opisy, kazirodztwo - to wszystko naprawdę może budzić pytania czy te wszystkie obrzydliwości były konieczne i czemu mają służyć. Naprawdę przy niektórych fragmentach miałem poważnie dość.
Im dalej w książkę, tym więcej było właśnie tego "życia prywatnego", czy też różnych fantazji bohatera (coraz bardziej zacierały się też granice między snem i jawą), a mi czytało się coraz trudniej. Rozumiem, że im bliżej końca wojny rozsypywał się cały jego świat zewnętrzny i również ten wewnętrzny poddał się wszechogarniającemu szaleństwu...
I chyba nie chcę więcej Wam pisać. Kto się da namówić (ja się zbierałem chyba trzy lata na to dzieło) ten sam się przekona, do której opinii o książce jest mu bliżej. Perwersyjna prowokacja, grafomania i pornografia zbrodni, czy może jednak wielka literatura, monumentalne dzieło w duchu powieści Manna.